czwartek, 5 czerwca 2014

DZIEŃ DZIECKA cz.3 Zwiedzamy centrum Poznania


Po wszelkich doznaniach wzrokowych jak i smakowych u Czary Mary, bardzo zgłodnieliśmy, dlatego też z jęzorem po kostki szukaliśmy czegoś pysznego, nietuzinkowego tym bardziej, że nastała pora obiadowa a hot dog-i jakie zaserwowało nam ZOO, brzdękły nam tylko z wielkim echem ;D








Snując się, więc po Starym Rynku przez deptak po różnie różniste uliczki dotarliśmy
do Restauracji Olivio




Zamarzyła mi się pizza... Duża, obrzydliwie pyszna, z mnóstwem składników... 
Nie mogło zabraknąć sosu czosnkowego oczywiście :P


Obsługa bardzo miła, wystrój przepiękny....

Ale!

Na nasze mega puste żołądki....

To co ukazało się naszym oczom to nie wiem czy mieliśmy się śmiać czy płakać :P

Capriciosa (czy jakoś tak)

Na niemożliwie cienkim cieście... Wróć.... Macy! 
Zaserwowano nam dodatki pieczarki, oregano, sos pomidorowy i ser..

W smaku?! Pyszne... Treściwe? Ani trochę :P


Mierzyłam grubość ciasta okiem... Max 3-4 minimetry 


Po niesłychanie sytym obiedzie i zaskoczeniu moim stóp wyruszyliśmy dalej :D



Stary Browar ;)
Liczyłam na pamiątki i piwo everywhere, a tu takie zaskoczenie ;)

Pięknie, rekreacyjnie, leżakowanie, piknikowanie, muzykowanie, zapragnęłam zostać na długo dłużej ;)


Norbercik poczuł się wolny jak ptak ;) 




Nawet laski do niego lgnęły, nie zwracając na moje baczne oko matki :D


Nie mogłam się powstrzymać... Samoloty... Marzenie od dziecka, spełnione z biegiem czasu starzenia, mimo to niekończące się plany wypadu zagranicznego na dłużej w przyszłości...








Stary Browar od wewnętrznej strony ;)
i mój garb :P


Rewelacyjna krewetka ;) 
Widok z windy ;)



Wracając do samochodu ze łzami w oczach wywołany bólem stóp, bo koturny i w ogóle wszystkie wysokie obuwie to najgorsze pod słońcem "środki transportu" do spacerowania dłużej niż 3h...

Trafiliśmy na fantastyczną fontannę z nieopodal placem zabaw 

Norbercik dobre serce dokarmiał gołębie, 
taaakie wychudzone były to się nimi zaopiekował odpowiednio ;)




Zachwycony psią podobizną... 
Jako jedyny czworonóg, który nie uciekł, gdy synuś poznawał całą jego budowę ;) 
Oczko, nosek, ucho ;)
Radość bezcenna ;)


Przepiękna strefa, niesłychanie zadbana oraz ten szum wody, działa dla mnie niebywale kojąco to jedno z takich miejsc, w których byłabym częstym gościem, gdybym mieszkała w Poznaniu...



Z wielu atrakcji na placu zabaw, największym faworytem stał się jednak konik hopek ;)




Za nic nie chciał wracać do domu ;)



Podsumowując..

Wyprawa do Poznania była niewiarygodnie intensywna a wspomnienia zagoszczą nam w pamięci na lata. Z pewnością dla nas rodziców spędzony czas nie był zmarnowaną chwilą, a raczej pozytywnym doświadczeniem budowania więzi żona - mąż, mąż - żona, rodzic - dziecko, dziecko - rodzic :P


 Mamy świadomość, że za wiele (o ile w ogóle coś) Norbert nie wyniósł z wycieczki, mimo wszystko ślepo wierzę, że odcisnęło na nim jakiekolwiek piętno... Naiwne takie ;D

Moje stopy tą katorżniczą wyprawę będą pamiętać na bardzo długo... Regenerują się do tej pory.. :P




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj czytelniku, byłoby mi niezmiernie miło gdybyś zostawił(a) po sobie jakikolwiek ślad swojej obecności ;) Pozdrawiam, na zawsze oddany Wasz blogger :D :D