Po wszelkich doznaniach wzrokowych jak i smakowych u Czary Mary, bardzo zgłodnieliśmy, dlatego też z jęzorem po kostki szukaliśmy czegoś pysznego, nietuzinkowego tym bardziej, że nastała pora obiadowa a hot dog-i jakie zaserwowało nam ZOO, brzdękły nam tylko z wielkim echem ;D
Snując się, więc po Starym Rynku przez deptak po różnie różniste uliczki dotarliśmy
do Restauracji Olivio
Zamarzyła mi się pizza... Duża, obrzydliwie pyszna, z mnóstwem składników...
Nie mogło zabraknąć sosu czosnkowego oczywiście :P
Obsługa bardzo miła, wystrój przepiękny....
Ale!
Na nasze mega puste żołądki....
To co ukazało się naszym oczom to nie wiem czy mieliśmy się śmiać czy płakać :P
Capriciosa (czy jakoś tak)
Na niemożliwie cienkim cieście... Wróć.... Macy!
Zaserwowano nam dodatki pieczarki, oregano, sos pomidorowy i ser..
W smaku?! Pyszne... Treściwe? Ani trochę :P
Mierzyłam grubość ciasta okiem... Max 3-4 minimetry
Po niesłychanie sytym obiedzie i zaskoczeniu moim stóp wyruszyliśmy dalej :D
Stary Browar ;)
Liczyłam na pamiątki i piwo everywhere, a tu takie zaskoczenie ;)
Pięknie, rekreacyjnie, leżakowanie, piknikowanie, muzykowanie, zapragnęłam zostać na długo dłużej ;)
Pięknie, rekreacyjnie, leżakowanie, piknikowanie, muzykowanie, zapragnęłam zostać na długo dłużej ;)
Norbercik poczuł się wolny jak ptak ;)
Nawet laski do niego lgnęły, nie zwracając na moje baczne oko matki :D
Nie mogłam się powstrzymać... Samoloty... Marzenie od dziecka, spełnione z biegiem czasu starzenia, mimo to niekończące się plany wypadu zagranicznego na dłużej w przyszłości...
Stary Browar od wewnętrznej strony ;)
i mój garb :P
Rewelacyjna krewetka ;)
Widok z windy ;)
Wracając do samochodu ze łzami w oczach wywołany bólem stóp, bo koturny i w ogóle wszystkie wysokie obuwie to najgorsze pod słońcem "środki transportu" do spacerowania dłużej niż 3h...
Trafiliśmy na fantastyczną fontannę z nieopodal placem zabaw
Norbercik dobre serce dokarmiał gołębie,
taaakie wychudzone były to się nimi zaopiekował odpowiednio ;)
Zachwycony psią podobizną...
Jako jedyny czworonóg, który nie uciekł, gdy synuś poznawał całą jego budowę ;)
Oczko, nosek, ucho ;)
Radość bezcenna ;)
Przepiękna strefa, niesłychanie zadbana oraz ten szum wody, działa dla mnie niebywale kojąco to jedno z takich miejsc, w których byłabym częstym gościem, gdybym mieszkała w Poznaniu...
Z wielu atrakcji na placu zabaw, największym faworytem stał się jednak konik hopek ;)
Za nic nie chciał wracać do domu ;)
Podsumowując..
Wyprawa do Poznania była niewiarygodnie intensywna a wspomnienia zagoszczą nam w pamięci na lata. Z pewnością dla nas rodziców spędzony czas nie był zmarnowaną chwilą, a raczej pozytywnym doświadczeniem budowania więzi żona - mąż, mąż - żona, rodzic - dziecko, dziecko - rodzic :P
Mamy świadomość, że za wiele (o ile w ogóle coś) Norbert nie wyniósł z wycieczki, mimo wszystko ślepo wierzę, że odcisnęło na nim jakiekolwiek piętno... Naiwne takie ;D
Moje stopy tą katorżniczą wyprawę będą pamiętać na bardzo długo... Regenerują się do tej pory.. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witaj czytelniku, byłoby mi niezmiernie miło gdybyś zostawił(a) po sobie jakikolwiek ślad swojej obecności ;) Pozdrawiam, na zawsze oddany Wasz blogger :D :D