Pięknie prawda?!
Trasa spacerowo-rowerowa wynosi 3,5km.
Jak Norbercik był malutki, a spał tylko na spacerach potrafiłam walnąć trzy takie kółka, a teraz się chyba zestarzałam, bo nie mam siły tak hardcore-owo spacerować ;)
Jestem dość ambitna, dlatego też nurtujący mnie fakt braku równowagi na nieszczęsnych rolka spędza mi sen z powiek z tego względu postanowiłam ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć...
I wcale nie jest lepiej :(
Przejechałam trzy dni z rzędu po kółeczku, z czego trzeciego dnia moje mięśnie zachowywały się jak przepracowane i tuż przed zakończeniem mojego treningu, strzeliłam sobie szpagacik, obijając kolano i kość ogonową... Tylko, ze ja już hamowałam i naprawdę zastanawiam się dlaczego tak boli, jeśli upadek prawie kontrolowałam, zabijcie mnie nie wiem...
Czwartego dnia machnęłam sobie 3,5 km spacerek, aby dać nogom odpocząć od rolek, a dziś pierwszy raz jeżdżąc na rolkach pchałam wózek...
Z jednej strony jak dla mnie bezpieczniej, bo pomimo zachwiań trzymając się ciężkiego wózka było mniejsze prawdopodobieństwo upadku, ale opór powietrza był o wiele większy tym bardziej, że wiało w przeciwnym kierunku do mojej jazdy, a przez to moje mięśnie tyłka wołały o pomstę do nieba ;P
Po południu umówiona byłam na kolejne kółeczko spacerowe z sąsiadką i ulubionym psiakiem Stasiem mojego synka ;) I szczerze po tych dwóch atrakcjach dnia ledwo włóczę nogami, jutro to chyba zabiję się na tych rolkach tym bardziej, że planuję ten sam zestaw co dziś :P
Ale przecież co się nie robi na pozbycie się tłuszczu i cellulitu na nogach :)
Tak, było drugiego dnia ;)
Daję radę, ale świadomość bolesnego upadku jest tak przytłaczające, że każde założenie rolek przyprawia mnie o dreszcze ;)
OdpowiedzUsuń